Translate

sobota, 25 lutego 2017

Irish Travellers

Podróżnicy irlandzcy w 1946
Irish Travellers – koczownicza grupa etniczna pochodzenia irlandzkiego, posiadająca odrębny język oraz kulturę. Podróżnicy żyją głównie w Irlandii, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Według Głównego Urzędu Statystycznego Irlandii (CSO) w 2011 liczba osób określających się jako Irish Travellers wynosiła 29 573. Szacuje się, że liczba Irish Travellers w Irlandii Północnej wynosi około 1500 osób oraz około 10 000 w Stanach Zjednoczonych. Irish Travellers mają swój własny język zwany shelta lub potocznie cant albo gamon. Posiadają również pewne wspólne cechy łączące je z innymi nomadycznymi grupami (np. z Romami), którymi są koczownicze tradycje i związany z nimi styl życia, kultura oraz wartości. Posiadają także swoją historię ostracyzmu, prześladowania i odrzucenia społecznego.
https://mikasia.files.wordpress.com/2016/01/travellershaltingsite_large.jpg?w=788

Travellers, irlandzcy cyganie

https://mikasia.files.wordpress.com/2016/01/2015-10-17_new_13785158_i1.jpg?w=788
Wieczni tułacze. Nie posiadają żadnych źródeł historycznych, więc nawet oni sami nie mogą sprawdzić, skąd pochodzą. Z przekazów ustnych wiedzą, że w połowie 1800 roku osiem rodzin oddzielnie wyemigrowało z Irlandii do Anglii i Stanów Zjednoczonych, nie mogąc jednak znaleźć sobie na dłużej miejsca, wyruszali dalej. Inni z kolei mówią, że są potomkami rzemieślników i blacharzy, którzy pomagali w budowie krzyża, na którym zmarł Jezus i dlatego są skazani na wieczną tułaczkę. Niewątpliwie jednak są naturalnymi Irlandczykami. Wędrując tak z miejsca na miejsce, chwytali się dorywczych zajęć jako zwykli robotnicy, rzemieślnicy, blacharze, hodując konie i psy, handlując na targowiskach czy pomagając w gospodarstwach. Gdy przybywali do miast lub wiosek, byli traktowani przez mieszkańców bardzo dobrze, karmiono ich, chętnie przyjmowano pod dach i dawano pracę.  Byli cenieni za ich rodzinność i  dobroć. Jednak również jak Romowie byli zmuszani do osiedlania się w miastach. Chcąc zachować swój nomadzki tryb życia, walczyli o swoje prawa.Travellers mieli własny język i własne zwyczaje. Posługiwali się językiem nazywanym przez nich Cant. Było to połączenie galickiego, języka Romów i angielskiego i z pewnością był znany w XVIII w., ale jego pochodzenie może być dużo starsze. Wszyscy Travellers uznawali się wzajemnie za bliskich krewnych w stosunku nawet do obcych. Na ważne wydarzenia rodzinne byli zapraszani wszyscy i wtedy zjeżdzała się w jedno miejsce cała nomadzka społeczność, nawet z najdalszych zakątków Irlandii i Anglii. Małżeństwa były organizowane przez matkę. Zaraz po urodzeniu zawierano takie porozumienia. Mężczyznę uznawali za gotowego do założenia rodziny, gdy skończył dwadzieścia jeden lat, a dziewczynę, gdy była pomiędzy piętnastym, a osiemnastym rokiem życia. Jednak nie było ślubów "na siłę". Nawet gdy zostali sobie wybrani przez rodziców, mogli mieć coś do powiedzenia w tej kwestii. Żenili się między grupami, ale również małżeństwo wśród kuzynów było dozwolone przez irlandzkich Travellers. Od piątego roku życia dzieci były przyzwyczajane do swoich obowiązków. Dziewczęta uczyły się dbania o dom, wychowywania młodszego rodzeństwa i zarządzania pieniędzmi. Były przygotowywane do roli żony. Chłopcy pomagali ojcom, ucząc się hodowli koni i wyruszając z nimi w podróże handlowe. Rodziny były wielodzietne. Małżeństwo przeważnie miało około dziesięciorga dzieci. Rodziców, gdy byli już starzy lub chorzy brała zawsze pod swój dach jedna z córek i jej rodzina. Dzieci zawsze mieszkały ze swoimi rodzicami.
Zawsze byli nieaktywni politycznie. Interesowało ich tylko to, co działo sie w ich społeczności. Na przejawy dyskryminacji reagowali wycofywaniem się i zamykaniem swoich granic dla nie-Travellersów. Unikali kontaktów ze społecznością miejską, nie zapisywali dzieci do szkół i mieli zakaz zadawania sie z nimi. Traveller, choćby podejrzany o kontakty inny niż biznesowy ze "zwykłym" człowiekiem był tymczasowo lub na stałe wykreślany ze społeczności. Wychowywali się w wierze katolickiej. Kobiety codziennie uczestniczyły we mszy świętej, modląc sie przeważnie o to, by córki wyszły dobrze za mąż i rodziły zdrowe dzieci, by mężowie i synowie mniej pili i by podróżując nie mieli wypadków i nieszczęść. Wierzyli w życie pozagrobowe. Mieli własne cmentarze, na których spoczywali ich przodkowie i nie było nawet opcji, by któryś Traveller był pochowany na cmentarzu miejskim. Pogrzeby odbywały sie sześć miesięcy od dnia, w którym zmarł członek rodziny. Okres ten był tak długi, ponieważ problemem byłoby zebranie całej społeczności cygańskiej szybciej. A musiała być cała!
http://www.eioba.org/files/user22801/gypsyencampment.jpg
http://www.eioba.org/files/user22801/b9.jpg
Kim są dziś. Już tylko niewielu z nich wciąż prowadzi podróżniczy tryb życia w swoich campingach. Korzystają z podmiejskich parkingów lub lasów, gdzie na chwilę rozkładają swoje życie. Reszta osiadła w miastach. Wybierają niewielkie miejscowości. Żyją na jednym osiedlu w wynajętych domach. Bogatszych stać na kupienie czy wybudowanie własnego. Wciąż są aspołeczni i izolują się od reszty mieszkańców. Również wyglądem zewnętrznym ściągają uwagę. Kobiety ubierają sie dość skąpo, obwieszają się biżuterią, są całe wytatuowane. Są wulgarne. Mężczyźni wyglądają równie mało estetycznie. Są głośni, brudni, leniwi i otyli. Nie pracują, żyjąc jedynie z zasiłków na dzieci. Wielodzietność pozostała im do dziś. Kradną w sklepach i wykorzystują do tego własne dzieci. Są nietykalni. Mszczą sie za każdą zniewagę, zwrócenie im uwagi, wezwanie policji, nawet gdy wina leży po ich stronie. Dzieci wychowują na podobnych sobie. Wybijają szyby w oknach i ogólnie budzą  lęk. Nie przestrzegają zasad i reguł zwyczajowych. Nie są lubiani przez Irlandczyków. Obraźliwie nazywają ich "tinkers" co znaczy "druciarze". Teraz dla odmiany Irlandczycy unikają posyłania swoich dzieci do szkół, gdzie jest dużo Travellersów.Oznacza to zatapianie szkół szkół wcześniej niezwykle renomowanych. W zeszłym roku wycofałam własnie moje dziecko w ostatniej chwili. Moja koleżanka złapała jedną z nich na kradzieży w sklepie. Potem jej cała rodzina czekała na nią pod sklepem, gdy ona zamykała. Musiała wezwać po raz kolejny policję, by bezpiecznie dostać się do domu. Inni znajomi natomiast wynajęli mieszkanie na ich osiedlu. Przez pierwsze tygodnie byli tylko obserwowani, ale  twarze miejscowych nie wydawały sie gościnne. Na szczęście przywykli. Zaczęli traktować ich jako sąsiadów, witając sie z nimi po jakimś czasie nawet przyjaźnie. Ja również na szczęście miałam okazję poznać ich dobrą stronę - jedna z nich podarowała mi pieniążek na szczęście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz